wtorek, 22 stycznia 2013

Info ;/

Uprzejmie informuję, iż nowe rozdziały nie będą się pojawiały przez bliżej nieokreślony czas, gdyż, mój laptop się zepsuł. Nie wiem co mu jest, nie chce się włączyć, oddałam go do naprawy i nie wiem ile to potrwa. Sorki :*
Kocham, Salvatorka

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 28


Rozdział 28
Wyjaśnienie: Damon nic do Beki nie czuje, jest poprostu jego bardzo dobrą przyjaciółką i zależy mu na niej ;) I jest jej wdzięczny że była przy nim w trudnych chwilach :) Tyle ;) A to że uwielbiam ich duet i uważam, że powinni być razem, to już inna sprawa ;P :D
 [Elena]
 Od pamiętnej imprezy minął już tydzień. Damon stał się bardziej, jakby to określić, małomówny. Kiedy wróciliśmy do domu, pokłócił się ze mną o to, że nie pozwoliłam mu jej szukać. Boję się, że naszły go wątpliwośći. Co, jeśli on też ją kocha? Z nią byłby szczęśliwszy niż ze mną, zawsze to powtarzałam. Oni mają takie same charaktery, a ja? On jest wybuchowy, spontaniczny, lubi dobrą zabawę, seks, alkohol... A ja zachowuję się, jak za przeproszeniem siedemdziesięcioletnia babcia, nie obrażając siedemdziesięcioletniej babci. Dla mnie najlepszą rozrywką jest siedzenie przed telewizorem, rozmowa z przyjaciółkami, zakupy... Z Rebeką bawiłby się lepiej. Dotychczas całe jego życie to była jedna wielka zabawa, a ja mu poprostu przeszkodziłam. Zawsze zakochiwał się w innych kobietach niż ja. Katherine, Rose, Andie, Rebekah... Ja jestem zupełnie inna. Jestem pewna, że Rebekah nie naciskałaby na ślub, a ja!? Niemalże zmusiłam go, żeby mi się oświadczył!
 Co jeszcze zmieniło się przez ten tydzień? Skończyłam szkołę. Byłam już na rozdaniu dyplomów. Teraz pozostają studia. Zastanawiałam się nad dwoma kierunkami- dziennikarstwem i psychologią. Ostatecznie wybrałam psychologię. Może w końcu się dowiem, co się dzieje w psychice Damona? Ale, najpierw trzeba na te studia zarobić. Dostałam pracę w Grillu, czemu oczywiście mój facet był przeciwny. Ktoś z boku spytałby, po co w ogóle fatyguję się pracą, studiami, skoro już za kilka miesięcy umrę? Odpowiedź jest prosta... O moim przeznaczeniu wie tylko nieliczne grono i niech tak zostanie. Nie chcę wzbudzać podejrzeń, tyle. 
 Zeszłam na dół na "śniadanie" złożone z dwóch woreczków krwi. Dzisiaj zaczynałam swój pierwszy dzień w pracy. Praca w Grillu to nie był szczyt moich marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
 Usłyszałam jak do mieszkania wchodzi Damon z bukietem róż.
 -A to za co? O ile to w ogóle dla mnie, a nie dla Rebeki- powiedziałam sarkastycznie. Brunet szkrzywił się i popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.
 -Elena ja.... Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem się tak przejmować Beką, ale wiesz, że to ty jesteś dla mnie najwazniejsza. I powinienem cię wspierać w pierwszym dniu pracy a nie stroić fochy. To jak, wybaczysz mi?- spytał.
 Uśmiechnęłam się.
 -Pewnie, że tak - odparłam i przytuliłam się do niego, biorąc kwiaty i wsadzając do wazonu. 
 -Już wychodzisz?- spytał zawiedziony.
 -Taak... Może pójdziesz ze mną jako mój pierwszy klient?- spytałam. 
 -Ok, mogę iść cie wspierać- wyciągnął do mnie rekę, którą złapałam i wyszliśmy z domu. Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Nie denerwowałam się, raczej cieszyłam że w końcu zacznę pracować. Weszłam na zaplecze, założyłam ten zajebisty fartuszek, otrzymałam polecenia od szefa i stanęłam za barem.
 -Mogłabyś mi...?- spytał Damon, ale nie zdążył dokończyć, bo mu przerwałam. 
 -Bourbon? Pewnie, już nalewam- odparłam. Nalałam mu do szklanki whiskey.- Moje pierwsze zadanie zakończone.
 -Cały czas nie mogę uwierzyć, że pracujesz w Grillu... Nie masz większych ambicji? Serio?
 -Wal sie Damon!- powiedziałam i walnęłam go z łokcia w ramię, a on tylko się ze mnie śmiał.- Idiota- mruknęłam.
 -Ale kochasz tego idiotę?- mruknął z minką szczeniaczka.
 -Bardzo- powiedziałam i go pocałowałam. Potem poszło już łatwo. Ludzie przychodzili (głównie mężczyźni) i prosili o różnego rodzaju trunki. Problemy zaczęły się około 23. Grupka szesnastolatków urządziła sobie imprezę. Najpierw podeszła jakaś dziewczyna i poprosiła o piwo. Kazałam jej pokazać dowód. Ona tylko westchnęła i odeszła. Potem podszedł do mnie jakiś ich kolega. Wyglądał na 20 lat, ale miał 16, znałam go. Pech chciał, że akurat Damon wyszedł na papierosa i powiedział, że zaraz wróci. Chłopak uśmiechnął się na pozór grzecznie.
 -Moja koleżanka powiedziała mi, że nie chciałaś sprzedać jej piwa- wymamrotał.
 -Bo to prawda. Nie wiem, czy wiesz, ale nieletnim alkoholu się nie sprzedaje- odparłam.
 -Raz nie możesz zrobić wyjątku!?
 -To jest mój pierwszy dzień w pracy nie chcę wylecieć przez to, że jakimś kretynom zachciało się piwa!
 -Dobra. To sam je sobie wezmę- syknął i próbował wejść za bar. Chciałam go wypchnąć, jednak jako człowiek byłam słabsza, a gdybym użyła wampirzych mocy, wszyscy by się pokapali, że coś jest nie tak. Chłopak ścisnął mnie za nadgarstek. Mocno. Nie, żeby bolało,a le liczył się sam fakt. Pchnął mnie na półki tak, że upadłam. W rękę wbiło się szkło. Rana zaraz się zagoiła.
 Rozejrzałam się. Nade mną stał Damon. Miałam zaszklone oczy. Patrzył na mnie z troską.
 -Ten idiota już... Ymm... Wyszedł, nie przejmuj się- powiedział i mnie przytulił.- Nic ci się nie stało?
 -Nie mogło mi się stać, przecież wiesz- odparłam.
 Z zaplecza wyleciał szef, by spytać co się stało. Nie nakrzyczał na mnie, ani nic. Zdziwiło mnie to. Zadzwonił po innego zmiennika a mnie kazał iść do domu. Przez całą drogę milczeliśmy. Kiedy weszliśmy do domu usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie.
 -Jestem zmęczona- mruknęłam.
 -Wiesz, że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać?- spytał.
 -Ale musimy teraz?
 -Tak, bo wiem jaka jesteś wrażliwa i nie chcę, żebyś mi potem całą noc płakała. No chodź- powiedział. Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i przytuliłam.
 -Co z nim zrobiłeś?- zapytałam bojąc się jego odpowiedzi.
 -Nic specjalnego.
 -Ale żyje???
 -Żyje, spokojnie. Poprostu obiłem mu mordę.
 Westchnęłam i wywróciłam oczami.
 -Co teraz zrobisz, jak nie masz pracy?- spytał.
 -Ale on mnie ni wyrzucił- odpowiedziałam.
 -Ale ty już tam nie wrócisz- powiedział tak, jakby to było oczywiste.
 -Właśnie, że wrócę.
 -Skarbie, proszę, znowu zaczynasz? Wyszło na moje, nie możesz tam pracować, znowu chcesz, żeby ktoś ci coś zrobił?
 -Nie zachowuj się jakbyś był moim ojcem! Wiem, że mnie kochasz i że robisz to dlatego, żeby mnie chronić, ale robisz to w bardzo nieudolny sposób! Zrobię co zechcę i nie będę się całe życie ciebie słuchała! Wracam do tej pracy Damon, czy ci się to podoba czy nie!- krzyknęłam i pobiegłam na górę. -A ty dzisiaj śpisz na kanapie!- rozkazałam widząc, że chciał za mną iść.
 -Bardzo śmieszne- syknął i wyszedł z domu. Usiadłam na schodach i się rozpłakałam. 
 [Następny dzień]
 Obudziłam się i spojrzałam w lustro. Wyglądałam makabrycznie! Nie chciało mi się zmyć makijażu, więc byłam cała czarna na twarzy od tuszu. Włosy miałam potargane... Ach. Martwiłam się o Damona. Nie powinien się tak zachowywać! Mam swoje życie i mam prawo pracować gdzie mi się podoba! Wiem, zachowuję się jak dziecko, które za wszelką cenę chce być dorosłe i samodzielne. Wiem, Damon robi to z miłości, ale bez przesady! Nie będzie za mnie o wszystkim decydował! 
 Powoli wstałam. Wzięłam prysznic, ogarnęłam się, pomalowałam i ubrałam białą koszulę i brązowe rurki. 















Wyszłam z pustego mieszkania. Odkąd Jenna wyprowadziła się do mieszkania Ricka, było mi strasznie smutno. Zwłąszcza w dni takie jak ten- kiedy byłam pokłócona z Damonem. Wydaje mi się, że na początku wszystko było łatwiejsze. Wtedy musieliśmy ciężko się napracować, żeby w ogóle być razem, zranić wielu ludzi. Nie kłóciliśmy się, bo to był początek, bo baliśmy się, że to może zaraz się skończyć, dziękowaliśmy sobie nawzajem, że jesteśmy. Teraz, kiedy już się przyzwyczailiśmy do obecności drugiej osoby, zaczęliśmy tego nie doceniać. Jakby to była oczywista oczywistość, jakby to się nam należało. A tak nie jest. Każdego dnia trzeba walczyć i okazywać sobie, jacy jesteśmy dla siebie ważni. Ale niestety my o tym zapominamy. Może Damon miał rację? Może rzeczywiście te całe zaręczyny doprowadziły do jakiejś rutyny? Mam nadzieję, że nie, a nawet jeśli to szybko sobie poradzimy z Damonem.
 W pracy nie mogłam się na niczym skupić. Myślałam, gdzie jest Damon? Gdzie przenocował, albo raczej u kogo? Odpowiedź byłą według mnie prosta. Rebekah. Miałam cichą nadzieję, że jednak się mylę, ale takie było moje przeczucie. Ona nie jest mu obojętna, to widać, jak ich do siebie ciągnie. Ale zostało mi tylko kilka miesięcy życia, potem będą mogli być razem i nie będę im miała tego za złe. Damon jest cudownym facetem, ma prawo być szczęśliwym, a dla niego definicja szczęścia jest widocznie inna niż dla mnie.
 -Halo? Prosze pani- jakiś facet pomachał mi przed oczami. Spojrzałam na niego. Jego ciemno szare oczy wpatrywały się we mnie uważnie, a jasne usta wykrzywione były w szerokim uśmiechu. Na twarzy było widać ślad kilkudniowego zarostu. Przeczesał ręką swoje kasztanowe włosy, nie wiem, czy zrobił to umyślnie, ale wywarło to na mnie wrażenie. Był przystojny i to bardzo.

















 -Tak? Przepraszam, zamyśliłam się- powiedziałam.
 -Nic się nie stało- odparł z tym cudnym uśmiechem.- Prosiłem o szklankę wody.
 -A tak, proszę już podaję- odpowiedziałam zdziwiona, że nie zamówił alkoholu. 
 -Mam tu spotkanie z klientem- dodał jakby czytając w moich myślach. Kiwnęłam głową posyłając mu uśmiech.- Gdzie moje maniery? Robert Waller- przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę.
 -Elena Salvatore... Gilbert!- odparłam robiąc się przy tym czerwona jak burak. Dziewczyny mówiły już do mnie po nazwisku Damona, ja sama też utożsamiałam się z nim. Posłał mi pytające spojrzenie.- Ja... Mam na nazwisko Gilbert, ale niedługo biorę ślub z moim chłopakiem i już przyzwyczaiłam się, że wszyscy mówią do mnie Salvatore- wytłumaczyłam trochę nieskładnie. Uśmiechnął się i pokiwał głową. Jednak widziałam, że ten uśmiech nie był nieszczery. Jakby posmutniał, na wieść o tym, że biorę ślub. Nie no błagam, ostatnie czego mi trzeba, to jakiś facet, który będzie do mnie startował!
 -Muszę już iść, dowidzenia Eleno- powiedział i usiadł do stolika, przy którym siedział już jakiś facet. Nie mogłam sie powtrzymać, musiałam się dowiedzieć o czym rozmawiają.
 -Czyli, że zdjęcia się panu nie podobają?- spytał zawiedziony Robert.
 -Nie, zdjęcia są świetnie, tylko modelka... Ach, szkoda gadać. Ona musi mieć w sobie to coś! A ta patrzy się jakby ktoś jej umarł!
 -Ale... Czyli mam zrobić te zdjęcia jeszcze raz?
 -Czyli masz mi znaleźć inną modelkę! Bo ta w ogóle mi się nie podoba!
 Robert westchnął.
 -Ale przecież ja nie jestem od szukania modelek! Ja tylko mam robić zdjęcia, no panie!
 -Mówiłeś, że wszystkim się zajmiesz? To się zajmij! Jutro chcę widzieć modelkę, która mi się spodoba, jasne?
 -Jasne- odparł zdenerwowany. Mężczyzna odszedł od stolika, jednak brunet nadal siedział, podparty łokciami.
 Nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niego.
 -Mogę w czymś pomóc?- spytałam. Miałam na myśli kawę, herbatę, ewentualnie rozmowę, ale tym co powiedział, naprawdę mnie zaskoczył.
 -Nie... To znaczy tak! Ty będziesz idealna!- wykrzyczał.
 -Ale do czego?
 -Będziesz moją modelką. Proszęęęę!!!
 -Ale... Ale ja się w ogólę na tym nie znam...
 -Co z tego, szefowi się spodobasz. To jak zgadzasz się?
 -Nie wiem, muszę to omówić z narzeczonym- odparłam.
 -Boże! Ratujesz mi życie! Dziękuję!
 -Ale ja nie powiedziałam, że się zgadzam.
 -Jasne- odparł i znowu się tak tajemniczo uśmiechnął.- Dam ci moją wizytówkę- powiedział i wręczył mi karteczkę z jego nazwiskiem i numerem telefonu.
 -Dziękuję.
 -Nie, to ja ci dziękuję- odpowiedział, pocałował mnie w policzek, zatrzymał się, jakby nie wiedział, czy dobrze robi, ale wyszedł, posyłając mi tylko swój szeroki uśmiech.
 Zastanawiałam się, czy dobrze robię. Szczerze, chciałam tam iść. Nie wiem czemu, ale ciągnęło mnie do Roberta. Nie! Nie mogę teraz dać się ponieść, kiedy Damon i ja mamy taki jakby kryzys. Chociaż...
 Wróciłam do domu wyczerpana. Czekał na mnie Damon.
 -Musimy porozmawiać- powiedział. Serce podeszło mi do gardła. Czy on chce mi powiedzieć że mnie.... Zdradził? Błagam, nie...
 -Musimy- odparłam.
 -Przemyślałem sobie to wszystko i... Zachowywałem się jak dupek. Wiem. Nie powinienem ci rozkazywać. Będziesz pracować tam, gdzie chcesz- podszedł do mnie i mnie przytulił.
 -Bo w sumie wiesz... Nie muszę już pracować w Grillu.
 -Nie? To super!
 -No bo... Dostałam inną pracę.
 -Jaką?- spytał i zmarszczył brwi. Nie wyglądał na zachwyconego moim pomysłem.
 -Jako fotomodelka- odparłam, a jego mina wyrażała jedno wielkie WTF. 
 -Chyba żartujesz- prychnął.
 -Znowu chcesz mi rozkazywać?!
 -Wtedy to była inna sprawa!
 -Nie! Cały czas jest taka sama, zawsze wszystko musi być po twojej myśli! Może poprostu jesteś zazdrosny, że osiągnęłam więcej od ciebie?
 -Masz rację, bo praca w Grillu to był szczyt moich ambicji.
 -Nie o tym mówię!
 -Dobram rób jak chcesz, ja mam to gdzieś!- warknął i poszedł na górę. Niepewnie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Wallera.
 -Halo?- odebrał.
 -Hej Robert, tu Elena... Nie za późno dzwonię?- spytałam.
 -Nie, ty możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Co się stało?
 -Podjęłam decyzję... Kiedy mogę zaczynać?
_________________________________________________
Ach... Masakra. Nie pamiętam, kiedy taką przyjemność sprawiało mi pisanie. A najgorsze jest to, że... Mam 7 rozdziałów opowiadania zupełnie o czymś innym, ale narazie nie będę go kontynuować, może kiedyś... Wtedy nie skupiłabym się na tym. :D Wiem, że gdzieś już czytałam bloga gdzie Elena była modelką, na niejednym blogu była, ale pomysłu nie miałam, a potrzebny mi jest podwód do kłótni pomiędzy Delenką :D. Oczywiście imię fotografa *.* Boskie . =_= Ogólnie mi się podoba. Zachęcam do komentowania i zapraszam za tydzień <3
 



sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 27


 [Elena]
 Od ożywienia Jenny minął już ponad miesiąc. Żyliśmy jak zwyczajna rodzina. Cieszyłam się, że w końcu możemy chociaż zbliżyć się do normalności. Jeśli normalnością nazwać codzienne sprzeczki Jenny i Damona... Ale przecież robili to z miłości. Przed śmiercią Jenna nie przepadała za Damonem i z wzajemnością. Teraz kiedy zobaczyła jak się zmienił, ona też się zmieniła. Zostało tylko kilka dni szkoły. Maturę zdałam prawie na same piątki. Cieszyłam się, że Jenna jest teraz ze mną, że mnie wspiera. Dzisiaj organizujemy imprezę z okazji zakończenia roku. Będą na niej ludzie ze szkoły, czyli Caroline, Bonnie, ja, Rebekah i Damon, który chociaż nie chodzi z nami do szkoły, postanowił pójść, żeby mnie "kontrolować po pijaku". Haha, kto tu musi kogo kontrolować? Mam zamiar powiedzieć na tej imprezie o moich zaręczynach z Damonem. Narazie wiedzą tylko Jenna i Alarick. 
 Byłam właśnie podczas szykowania się na imprezę. Moja skromna, czarna sukienka wisiała już na wieszaku. Ubrałam ją i do tego beżowe szpilki. Potem pomalowałam oko mocniej niż zawsze, na pomarańczowo. Do tego nasunęłam jeszcze na palec pierścionek z sówką. Nie chciałam, aż tak się stroić, ale Caroline mnie zmusiła. 































-Ślicznie wyglądasz- powiedział Damon, który najpierw stał oparty o futrynę, a potem zaczął podchodzić do mnie, by mnie pocałować. 
 -Ty też niczego sobie- odparłam. Miał na sobieczarną koszulę, gdzie dwa pierwsze guziki były rozpięte i czarne jeansy.
 Uśmiechnął się. Było cudownie i poraz pierwszy nie miałam żadnego przeczucia, że coś się zepsuję. Poprostu czułam, że tak już będzie zawsze.
 Pocałunki przerwał nam dzwoniący telefon.
 -Tak Caroline, już idziemy- mruknęłam niezadowolona, nawet nie sprawdzając kto dzwoni. Wrzuciłam telefon do torebki i wróciłam do Damona...


 [Caroline]
 Chodziłam w kółko przeklinając dzień, w któym ta nieodpowiedzialna lamuska się urodziła. Miała przyjść wcześniej, żeby mi pomóc z imprezą, a ona co!? Musiałam sama poradzić sobie ze wszystkim. Bonnie to nawet nie fatygowałam, bo jej poczucie stylu jest co najmniej- za niskie, na tego typu imprezę. Zejdzie się cała szkoła! 
 -Skarbie, nie denerwuj się- Klaus złapał mnie za rękę i przytulił. Byłam z nim. I było nam razem bardzo dobrze. Zawsze umiał mnie uspokoić, pocieszyć...Był jak dobry psycholog. Zawsze podkreślał, że to ja go zmieniłam, że jestem pierwszą kobietą, którą naprawdę pokochał. To było cudowne. Ja też nigdy nie czułam czegoś takiego. Od tygodnia razem mieszkaliśmy. Zaprzyjaźniłam się nawet z Rebeką, która nie jest taka zła, jakby się mogła wydawać. Nigdy nie zapomnę tej sceny, kiedy ona wpadła do domu Klausa i zobaczyła nas, jak się całujemy. Powiedziała wtedy: Nie uśmiecha mi się, że mam mieszkać z parą zakochańców, ale jeśli go uszczęśliwiasz, to znaczy, że jednak jesteś coś warta. Wtedy myślałam, że mnie właśnie obraziła, ale potem Klaus powiedział, że w jej ustach coś takiego to komplement. 
 Siedziałam chyba z kilka godzin nad wyborem idealnej sukienki. Jedynym wyjściem były zakupy, na które nie zdążyłabym już pójść, ale Klaus mnie uratował. Przyniósł mi pudełko, w którym była piękna, łososiowa 
sukienka. 

 -Wiem, wiem... Ale ona mnie już poprostu denerwuje. Zachowuje się, jakby nic nie musiała. Obiecała mi, że mi pomoże więc...- odparłam.
 -Jestem! Caroline, przepraszam cię, ale nie mogłam wcześniej- powiedziała Elena wpadając do Grilla ciągnąc Damona za rękę.- To co mam robić?
 -Już wszystko zrobiliśmy- odpowiedział Klaus. 
 -Aha. Caro, przepraszam, serio...
 -Nic się nie stało. Poradziliśmy sobie, prawda?- spytałam i przytuliłam się do Klausa. Elena uśmiechnęła się na ten widok. Chyba w końcu go zaakceptowali... Zawsze jedyną osobą, która mnie wspierała, kiedy zaczynałam być z Klausem, był Damon. Teraz jak widzę, przekonał Elenę. Powoli zaczęła schodzić się reszta. Zabawa się rozkręca...
[Elena]
 Bawiliśmy się w najlepsze. Impreza zakrapiana alkoholem nigdy nie była moim ulubionym sposobem na spędzenie czasu, ale to była wyjątkowa okazja. Przetańczyliśmy z Damonem pół wieczoru, dopóki nie pojawiła się ONA.
 -Damon!- pisnęła i rzuciła mu się na szyję.
 -Bekah? Co ty tu robisz?- spytał z niedowierzaniem.
 -Jestem tu już mniej więcej od tygodnia musiałam przyjść na zakończenie szkoły- odparła.
 -I mnie nie odwiedziłaś?- zapytał udając oburzenie.
 -Chciałam ci zrobić niespodziankę- odpowiedziała z niewinną miną.
 -Udało ci się.
 -No udało- mruknęłam.
 Uśmiechnęła się wrednie.
 -Zatańczysz?- spytała Damona. Zrobiłam wielkie oczy, mówiące "Tylko się zgódź a pożałujesz!". Ale nikt nie słuchał mojego niemego przesłania. Kiwnął głową i poszedł z Rebeką na parkiet. 
 Podeszłam do baru, by jeszcze bardziej się upić.
 -Co tak sama siedzisz?- spytała Caroline siadając obok mnie.
 -Bekah przyszła- wycedziłam.
 -Nie wiedziałaś, że przyjdzie?
 -Do cholery czy wszyscy oprócz mnie wiedzieli, że ta ździra się tutaj pojawi!?- krzyknęłam i zniknęłam jej z pola widzenia. Chyba za bardzo się mną nie przejęła, bo już po chwili widziałam ją obściskującą się z Klausem. Swoją drogą, to dziwne, że najpierw tak go nienawidziła, a teraz jest w nim taka zakochana... Ale ona nie krytykowała mojego związku z Damonem, ja nie mam prawa krytykować jej. 
 [2 godz. później]
 Nasza paczka, czyli ja, Damon, Bonnie, Caroline, Klaus i Bekah, która nie była mile widziana, ale się przywlokła, poszła na bardziej kameralną imprezkę do domu Klausa. Usiedliśmy na kanapach i zaczęliśmy rozmawiać. Trochę nam to nie wychodziło, bo wszyscy byliśmy pijani. Przyszedł ten czas, kiedy musiałam wszystkim oznajmić, że bierzemy ślub z Damonem.
 -Hej, ja bym chciała coś powiedzieć- zaczęłam, próbując mówić tak, żeby za bardzo nie seplenić.- Bierzemy z Damonem ślub- dokończyłam. Wszyscy patrzyli to na mnie, to na Damona. Po chwili dziewczyny zaczęły piszczeć i mi gratulować, a Klaus poklepał Damona po plecach też mu gratulując. Niezadowolona była tylko Rebekah. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Wiedziałam, że podkochuje się w Damonie, jednak on kochał mnie, dlatego mnie tak nienawidzi. 
 Westchnęła i wyszła z pokoju. Za nią pobiegła Caroline.
 -Ej, co jest?- spytała jej z troskliwym uśmiechem.
 -Ja nigdy z nim nie będę...- odparła tamta niemal płacząc.
 -Skarbie, ale on jest z Eleną...
 -Wieeeem.... Ale ja go kocham!- krzyknęła. Nie wiem, czy była świadoma tego, że wszyscy ją słyszą. Damon spojrzał najpierw na mnie, potem na pierwotną. Dziewczyna załamana wybiegła z domu.
 -Pójdę ją poszukać- powiedział Damon po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
 -Ty siedź!- rzuciłam ostro.- Klaus pójdzie, prawda?
 -Pewnie- odparł z pokrzepiającym uśmiechem. Po chwili oboje z Caroline wyszli, a nam nie pozostało nic innego jak udać się do siebie.
_____________________________________________________
Tadadam! Po pierwsze jestem z siebie dumna, że w jeden dzień napisałam dwa rozdziały <3 (napisałam to w ten sam dzień co 27) biorę się za pisanie nexta! :) Jednak w pierwszej osobie lepiej się pisze :) Jak się podobało? Chciałabym znać wasze opinie! :D Mi osobiście się podoba, chociaż bywały lepsze. ;) Ale w porównaniu z paroma poprzednimi, kied wystruganie jednego zdania było dla mnie męczarnią, to jestem z siebie dumna :) Wena powróciła i mam nadzieję, że mnie tak szybko nie opuści :D 
Komentujcie kotkiii!!! ;*** Pozdrawiam, kocham, paaaa <3
PS. Pytaaaaajcie mnie na Asku, bo mi się strasznie nudzi! http://ask.fm/Lewaaa1909 DAWAĆ!


niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 26


Rozdział 26
[Caroline]
 Obudziłam się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Leżałam na wielkim łóżku, ubrana w czyjąś szarą koszulę. Męską koszulę. Rozejrzałam się po pokoju. Naprzeciwko ciemnego, dębowego łóżka stała w takim samym kolorze komoda, po lawej szafa, ściany były koloru jasno brązowego. Spojrzałam na miejsce koło mnie. Było puste. Jednak wyczułam w powietrzy coś, dzięki czemu przypomniałam sobie zdarzenia wczorajszej nocy. 
 Perfumy Klausa. Tak, ten zniewalający zapach, od którego uginały mi się kolana... Boże, o czym ja myślę!? Nie mogę tak myśleć o Klausie! Przecież... Ona zranił tylu ludzi, których kocham... A ja się z nim najbezczelniej w świecie przespałam!
 Z zamyślenia wyrwał mnie Klaus, wchodzący do sypialni, przewiązany w pasie błękitnym ręcznikiem. Czyżby podkreślał kolor jego oczu, czy tylko mi się wydawało? Caroline, ogarnij się, nie wolno ci się tam patrzeć! (w sensie w jego oczy, bo ja nie wiem, czy wy sb możecie pomyśleć ;***) Zamknął delikatnie ciężkie drzwi, pewnie żeby mnie nie obudzić.
 -O, wstałaś już?- spytał. Usiadł koło mnie i pocałował mnie w policzek. Był taki szczęśliwy. Mimowolnie się uśmiechnęła.- Wystałaś się?
 -Niezbyt... Która jest godzina?- odparłam przecierając oczy ze zmęczenia.
 -Około ósmej...- odpowiedział zgaszony.
 -Boże spóźnię się do szkoły!- krzyknęłam. Tak, jakby szkoła miała teraz jakiekolwiek znaczenie... Poprostu szukasz wymówki, żeby się stąd wyrwać, przyznaj się!- krzyknął jakiś głosik w mojej głowie. 
 -Serio? Chcesz iść teraz do szkoły?- spytał mnie z drwiącym uśmiechem. 
 -Czemu nie? Został mi tylko miesiąc.
 -A nie możesz tego olać?- spytał i puścił mi oczko. 
 -A z jakiego powodu?
 -A z mojego- odparł i mnie pocałował. Z trudnością to przerwałam.
 -Klaus ja... Naprawdę... Ale...- mówiłam dość nieskładnie. Chyba pierwszy raz  w życiu brakowało mi słów! Złapałam go za rękę.- To nie ma sensu... My... My nie możemy. To niedorzeczne! Przecież powinniśmy się nienawidzić!
 -Ale jest inaczej- powiedział ze spuszczonym wzrokiem.
 -Jest, ale... Skąd mam wiedzieć, czy nie chcesz mnie wykorzystać? Na przykład do jakiś swoich chorych planów...!?
 -Nigdy bym cię nie skrzywdził Caroline- odparł patrząc na nasze splecione dłonie.
 -Skąd mam pewność?
 -Poprostu mi zaufaj.
 -Nie wiem... Nie wiem co ja mam myśleć Klaus...
 -To zastanów się i kiedy będziesz znała odpowiedź, to przyjedź.
 -Dobrze. Dziękuję...
 Przerwał mi pocałukiem.
 -Ja będę czekał choćby wieczność, Caroline...- wymruczał mi do ucha. Wyrwałam się z jego uścisku i poszłam szybko się ubrać, po czym wyszłam z jego mieszkania.
 [Damon]
 Elena poszła do szkoły, a ja znowu zostałem sam. Trochę mi to już działa na nerwy. Cały czas jej nie ma, a ja musze siedzieć w tym domu sam jak idiota. Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia. Damon Salvatore budzący się sam? Haha... Na szczęscie Ricka wypuszczają dzisiaj po południu. Już nie będę taki samotny. 
 Usłyszałem piosenkę Depeche Mode- Enjoy The Silence, wydobywającą się z mojego smartfona. 
 -Halo?- odebrałem. 
 -Damon!? Musisz szybko przyjechać do szpitala, ale to już!- krzyczał mi Rick w słuchawkę. 
 -A co? Znowu umierasz?- spytałem ironicznie.
 -Hahaha, bardzo śmieszne. Chciałbyś, ale nie. Chodzi o Jennę...
 -Dobra, już jadę- odparłem i rozłaczyłem się. 
 [Elena]
 Stałam przy szafkach, kiedy podeszły do mnie Caroline i Bonnie. 
 -Hej- powiedziały.
 -Hej... Caro, co ty taka przygnębiona?- spytałam.
 -Ja? Wydaje ci się...- odparła niezbyt przekonywująco.- Poprostu myślę.
 Bonnie wybuchnęła śmiechem.
 -To ty myślisz?
 -Haha, bardzo śmieszne. 
 -No serio, Caro, o co chodzi?
 Zadzwonił dzwonek.
 -Przespałam się z Klausem- wypaliła i szybko pobiegła na swoją lekcję. Spojrzałyśmy na siebie z Bonnie z szokiem wymalowanym na twarzy.
 -Jeśli to jest prawda, to trzeba z nią będzie iść do prychiatry- powiedziała Bonnie.
 -Albo chociaż do egzorcysty- odparłam.
 [Damon]
 Przyjechałem pod szpital tak szybko jak sie dało. Odrazu udałem się do sali w której leżał Alarick. Wpadłem do białego pomieszczenia z pytaniem wymalowanym na twarzy.
 -Czyli jak?- zadałem niezbyt mądre pytanie.
 -Spokojnie... 
 -To każesz mi tu szybko przyjeżdżać, a teraz każesz mi być spokojnym!?
 -I tak dopóki mnie nie wypuszczą nic nie zrobimy...
 -To po co po mnie teraz zadzwoniłeś!?- spytałem oburzony.
 -Bo mi się tu nudzi samemu- odparł z bananem na twarzy.
 -Idiota- mruknąłem.
 -Więc tak, potrzebny będziesz ty i Bonnie. Pójdziemy na cmentarz, musze wypić trochę twojej krwi- skrzywił się.- A potem Bonnie musi zadziałać.
 -To bez sensu- odparłem.
 -A czy cokolwiek ma sens? Wiem jedno, chcę, żeby Jenna żyła i nie obchodzi mnie nic innego.
 Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi. Odwróciłem się. Za mną stała Meredith ze łzami w oczach. Pokręciła głową i wyszła.
 -Ej, zaczekaj- krzyknąłem i pobiegłem za nią. 
 -Na co mam czekać!? Mogliście mi chociaż powiedzieć, a nie że ja teraz wychodze na jakąś idiotkę!
 -Ej, nie obrażaj się na niego on ją kocha...
 Westchnęła.
 -Rozumiem. Ale mogliście mi powiedzieć. Ty też nie jesteś święty Damon, rozumiem, że on nie chciał mi mówić, ale ty!? 
 -Ale co ja miałem ci powiedzieć?
 -Zejdźcie mi z oczu oboje- warknęła i poszła do recepcji.
 [Elena]
 Nareszcie zadzwonił dzwonek. Wyszłyśmy z Bonnie z klasy i zobaczyłyśmy Caroline, która najwyraźniej przed nami ucieka.
 -Caroline chodź tu!- krzyknęłam. Westchnęła i podeszła do nas.
 -Co ja mam wam powiedzieć?- spytała zrezygnowana.
 -Jak ty w ogóle mogłaś to zrobić? Z Klausem? Serio?- spytałam z obrzydzeniem.
 -A niby w czym Klaus jest gorszy na przykład od Damona?- zapytała zirytowana.
 -We wszystkim!- krzyknęła Bonnie. Spojrzałam na nią zdziwiona.
 -To jest moje życie i mam prawo sypiać z kim chce!- krzyknęła. 
 -Nie mów mi, że ty tego nie żałujesz, błagam- jęknęłam.
 -A czego mam żałować? W łóżku jest zajebisty, poza nim też! W końcu spotkałam faceta, do którego coś czuję, który się dla mnie zmienił, tak jak dla ciebie Damon!- zwróciła się do mnie.
 -Boże Święty mówiłam, że do egzorcysty ją trzeba będzie zabrać- mruknęłam.- Caroline, ale nie rozumiesz jak on nas wszystkich ranił? Niejednokrotnie chciał mnie zabić i nie tylko mnie!
 -Damon też niejednokrotnie chciał mnie zabić- syknęła.
 -Damon to co innego.
 -Wcale nie co innego!
 -Dobra dziewczyny przestańcie!- krzyknęła Bonnie.
 Po chwili zadzwonił jej telefon. Nie chciało mi się w to wsłuchiwać. Potem Bonnie oznajmiła, że musi pilnie iść i wyszła ze szkoły. Nie patrząc na Caroline poszłam pod klasę.
 [Damon]
 Godz. 14.
 Właśnie wypisali Ricka ze szpitala. Pojechaliśmy na cmentarz. Zadzwoniłem do Bonnie i powiedziałem, żeby szybko przyjechała i nie mówiła nic Elenie. Po dziesięciu minutach dziewczyna zjawiła się na cmentarzu. Alarick musiał się napić mojej krwi żeby, jak to ładnie ująć "Połączyć się ze światem umarłych, bo wampiry to po części trupy"- słowa Bonnie. Bennet położyła dłonie na jego skroniach i zaczęła coś tam pieprzyć po łacinie. Saltzman się zachwiał. Spojrzeliśmy w prawo. Stała tam Jenna. Uśmiechała się.
 -Wróciłeś po mnie- powiedziała ze łzami w oczach i rzuciła się w ramiona Rickowi. 
 -Pewnie, że wróciłem- odparł i pogłaskał ją po włosach.
 -Ekhem, a nam to nie łaska podziękować?- spytałem z ironicznym uśmieszkiem.
 -Dzię-ku-ję- odparła i przytuliła się najpierw do mnie, potem do Bonnie. 
 -To wracajmy do domu, jak Elena wróci będzie miała suprajsa- powiedziałem. 
 Wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Alarick z Jenną usiedli z tyłu, wolałem nie patrzeć w lusterko...
 [Caroline]
 Wszystko sobie dokładnie przemyślałam. Chcę być z Klausem. Chcę przynajmniej spróbować, żeby potem w przyszłości nie wytykać sobie, że szczęście przeszło mi pod nosem. Ja i Bonnie jakoś też na początku nie byłyśmy zwolenniczkami związku Eleny z Damonem, jednak zaakceptowałyśmy to, przynajmniej ja, bo wiedziałam, że się kochają. Ja jeszcze nie wiem, czy kocham Klausa. Nie wiem co czuję, ale wiem, że nie jest mi on obojętny. 
 Odetchnęłam głęboko i zadzwoniłam do drzwi. 
 -Caroline! Wejdź- powiedział z szerokiem uśmiechem.- Zdecydowałaś?- zapytał niepewnie.
 Pokiwałam głową.
 -I?
 Uśmiechnęłam się.
 -Chcę spróbować- odparłam. Odrazu znalazł się przy mnie Klaus i złożył na moich ustach pocałunek. 
 [Elena]
  Weszłam do domu z dziwnym przeczuciem, że coś się stanie. Nie wiedziałam czy dobrego, czy też nie. Przekręciłam klucze w drzwiach i nacisnęłam klamkę. Zastałam Damona, który siedział z Rickiem na kanapie i oglądali jakiś tam mecz. Udawali normalność, ale widziałam, że powstrzymują się od uśmiechu.
 -Hej kochanie- powiedział Damon, jakby dopiero się skapnął, że weszłam do domu. Przecież słyszał mnie już na podjeździe, coś jest nie tak!
 -Heej... Coś się stało?- spytałam odrazu.
 -Nie, a co się miało stać?- zapytał zdziwiony.
 -Bo widzę, że coś się stało.
 -Hej Elenka, co chcesz na kolację- spytała Jenna, która własnie weszła do salonu.
 -A obojętnie... JENNA!?- pisnęłam i rzuciłam jej się na szyję.- Boże, ale ty przecież... Jak to się stało!?- pytałam płacząc ze szczęścia.
 -Twój chłopak i mój wymyślili ten spisek- odparła i się zaśmiała. 
 -Ale... To przecież niemożliwe... Boże, tak się cieszę!
 -Powinnaś już się przyzwyczaić, że umarli zmartwychwstają- zaśmiał się Alarick.
 -Elena, opowiadaj co u was. Bo to, że jesteś z Damonem, a nie ze Stefanem to już słyszałam- powiedziała podniecona Jenna.
 -Hmm.... A to, że bierzemy ślub cię zainteresuje?- spytałam.
 -Ej stary! Czemu mi nic nie powiedziałeś!? Foch!- krzyknął Rick, a Jenna podeszła do mnie i mnie przytuliła.
 ______________________________________________
 Tak słodko, że aż myślałam, że się porzygam. Nie no żarcik xD Ale jak to pisałam to miałam taki banan na twarzy :) Tak miło się zrobiło...
 Nie przeszkadza Wam, że zmieniłam narrację na pierwszoosobową??? Chciałam zobaczyć, jak mi to wyjdzie i chyba nie najgorzej mi poszło, nie? Tak mi się pisze łatwiej, więc chyba już przy tym zostanę :) 
 I żeby mi było łatwiej rozpisałam sobie dokładnie co będzie w przyszłych rozdziałach i wyszło, że notek bedzie równo 35 :D Więc, jeszcze prawie 10 xd
 Pozdrawiam i zapraszam do KOMENTOWANIA.
 Szczęśliwego nowego roku tak w ogóle :) Ja jestem trochę smutna, bo we wróżbach andrzejkowych mi wyszło, że ktoś kogo kocham wyzna mi miłość do końca roku... Czasu zostaje coraz mniej ;) Życzę miłego Sylwestra z najlepszą ekipą :) <3

wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 25


Rozdział 25
 Damon cały czas klęczał i uśmiechał się niepewnie, jakby chciał tym uśmiechem ją przekonać.
 Tymczasem ona intensywnie myślała. Najpierw nie chciał, mówił, że to niepotrzebne. Potem w kłótni powiedział, że napewno jej się nie oświadczy, a teraz... Klęczy przed nią i z jego twarzy można odczytać, że mu zależy. Ale dalej nie wiedziała, czy te oświadczyny są prawdziwe, czy robi to tylko ze względu na nią.
 Spojrzała w jego oczy. Wyrażały obawę, nadzieję, błaganie... I miłość. Kocha go i to jest najważniejsze, a on oczekuje odpowiedzi. Pytanie tylko czy twierdzącej czy przeczącej. No bo może dla niego prościej byłoby, gdyby ona mu odmówiła, a on miałby spokój, bo przecież się starał.
 -Tak- powiedziała łamiącym się ze wzuszenia głosem.
 Porwał ją w ramiona i obkręcił wokół siebie.
 -Naprawde?- spytał z niedowierzaniem, a jego oczy wyrażały bezgraniczne szczęście.- Naprawdę się zgodziłaś?
 -Tak- szepnęła mu do ucha i wtuliła się w jego ramię.
 Ich usta nareszcie się spotkały. Każde z nich było teraz bezgranicznie szczęśliwe. Elena poczuła, że traci grunt pod nogami. Otworzyła oczy i okazało się że jej narzeczony <jak to pięknie brzmi> niesie ją na górę, cały czas nie odrywając się od jej ust. Szybko pozbyli się swoich ubrań. Teraz liczyli się tylko oni. To był ich czas.
 [2 godz. później]
 Narzeczeni?[nie wiem, czy to się tak odmienia] leżeli w łóżku Eleny rozmyślając o ich wspólnej przyszłości.
 -Na kiedy planujesz ten ślub?- spytała patrząc w jego oczy.
 -Nie wiem, może tak środek sierpnia?- zaproponował.
 -Czemu nie wcześniej?
 -Bo jeśli weźmiesz ślub jeszcze w roku szkolnym to wszyscy pomyślą że jesteś w ciąży. Zmierzchu nie oglądałaś?
 -A lipiec?
 -Ale żeby małżeństwo było udane w nazwie miesiąca musi być literka "R".
 -Nie wiedziałam, że taki przesądny jesteś...
 -Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz- odparł i pocałował ją w policzek.
 -A kogo weźmiemy na świadków?
 -Ja Ricka.
 -A ja... Hmmm.... Nie wiem- przyznała.- Nie mogę wziąć Bonnie ani Caroline, bo wtedy ta druga będzie obrażona... Zresztą one będą druhnami.
 -A ja myślałem, że Stefan będzie druhną- prychnął.
 -Hahaha, bardzo śmieszne... On nie ma prawa zepsuć nam tego dnia.
 -Nie zaprosisz Stefcia? Łał, robisz postępy.
 -Dziękuję. Wracając do tematu... Może Meredith?
 -Ale to jest moja kochanka! Wczoraj wyznałem jej miłość!
 -No wiesz ty co? Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, a ty już mnie zdradzasz!?- udała rozpacz.
 -Niedługo będziemy, więc co za różnica.
 -Ranisz!
 Oboje się zaśmiali.
 -Ej, ale wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził?-- spytał.
 -Oczywiście, że wiem...
 -To dobrze. A kogo zaprosimy?
 -No wszystkich... Alarick, Meredith, Jeremy, Bonnie, Caroline, Susan, Megan, Mindy... Ktoś jeszcze?
 -Logan?
 -To frajer, zdradził Caroline!
 -No i? Jest spoko, poza tym, to nasz ślub, nie jej.
 -Wrócimy jeszcze do tego. Ktoś jeszcze?
 -Rebecca...?- powiedział Damon i zaraz tego pożałował.
 -Chcesz zaprosić tę zdzirę na nasz ślub!?"
 -To moja przyjaciółka...
 -To w takim razie ja zaproszę Stefana!
 -Dobra, chętnie zobaczę jego reakcję na wiadomość o tym, że będziesz na zawsze moja...
 Pokazała mu język.
 -O i może Elijah?- spytał Damon.
 -Ok...
 -I Klausa, Kola, Kathrine...
 -Nie rozpędzaj się, co kochasiu?
 -Żartowałem tylko.
 -To przestań, bo masz strasznie głupie pomysły.
 -Przepraszam.
 -Wiesz, że cię kocham...
 -Wiem- powiedział i pocałowali się.
 [Caroline]
 Blondynka wstała by otworzyć drzwi.
 -Klaus!?- krzyknęła gdy zobaczyła go stojącego przed jej drzwiami. Był w swoim ciele, nie już w ciele Tylera.- Po co tu przyszedłeś!? Skąd wiedziałeś, gdzie jestem!?
 -Mindy mi powiedziała.
 -A po co!?
 -Żeby mi dać szanse wszystko naprawić.
 -Nic już nie naprawisz. Za bardzo mnie zraniłeś, mnie i bliskich mi ludzi!
 -Chciałem cię przeprosić...
 -Miło. A wiesz chociaż za co!?
 -Za to, że przespałem się z tobą... I to w ciele Lockwooda, wiedziałem jak to cię zrani, a mimo to... Zrobiłem to. Ale dlatego, ze nie mogłem się powstrzymać, bo cholernie mi na tobie zależy Caroline.
 Blondynka popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
 -I czego ty się spodziewasz!? Że rzucę ci się na szyję i będę ci wdzięczna, że w ogóle umiesz przyznać się do błędu!?
 -Tak- odparł i się uśmiechnął.
 -Jesteś poprostu bezczelny- syknęła. Miała ochotę go spoliczkować.
 -Caroline, proszę wybacz mi...
 -Dobra. Wybaczam. I co w związku z tym? Przyjaźń na wieki?
 -Caroline wiem, jak bardzo mnie nienawidzisz, ale daj mi to naprawić. Ja wiem, masz prawo mnie nienawidzić..
 -Naprawdę? Jakiś ty łaskawy, dziękuję.- przerwała mu.
 -Masz prawo mnie nienawidzić, ale to do niczego nie prowadzi.
 -I co?
 -Może spotkajmy się jutro?
 -Ale po co do cholery!?
 -Żeby uczcić to, że mi wybaczyłaś.
 -Boże Klaus... Dlaczego tak ci na tym zależy?- westchnęła.
 -Mówiłem już. Bo zależy mi na tobie- odparł i się uśmiechnął.
 -Dobrze. Jutro o 16, może być?
 -Pewnie! Caroline, nawet nie wiesz jak się cieszę- powiedział i pocałował ją w policzek.
 -A może... Wejdziesz już teraz?- spytała.
 -Chciałbym, ale nie jestem zaproszony i nie mogę, ale może pójdziemy do mnie?
 -Ok, zaczekaj, tylko wezmę kurtkę.
 [Delena]
 Elena stała w kuchni i przygotowywała kolację, żeby chociaż prowizorycznie upodobnić się do normalnych ludzi. Brakowało jej człowieczeństwa, ale podobało jej się też bycie wampirem, szczerze myślała, że będzie to gorsze.
 Damon podszedł do niej i objął ją od tyłu za talię.
 -Nie mogę uwierzyć, że zostaniesz moją żoną- powiedział i pocałował ją w szyję.
 -Jeszcze wszystko może się zmienić, także się staraj- odparła, ale się uśmiechnęła.
 -Starać to ja się będę nawet już po ślubie.
 -Ale... Wcześniej nie chciałeś ślubu, skąd ta nagła zmiana?- spytała patrząc w jego twarz.
 -Poprostu przemyślałem to wszystko i doszedłem do wniosku, że też tego chcę. A to, że miałem wachania to... Nie to, że nie chciałem, to jest poprostu ważna decyzja, której nie można sobie od tak podjąć. Ale teraz myślę, że to było głupie z mojej strony, bo przecież to oczywiste, że cię kocham i że chcę spędzić z tobą wieczność- mówił sunąc ustami po jej szyi.
 -Ale teraz już masz pewność?
 -Gdybym nie miał, nie prosiłbym cię o rękę.
 -No tak- odparła. Reszta wieczoru minęła spokojnie, zjedli kolację, obejrzeli jakiś film (Damon chciał ją namówić na ProjectX, ale ona twierdziła, że woli coś spokojniejszego),a  potem położyli się spać wtuleni w siebie nawzajem.
 [Klaroline]
 Dwójka siedziała w salonie Klausa. Pili wino, rozmawiali, śmiali się... Ku jej zdziwieniu było naprawdę miło.
 -Ej przejrzałam cię! Chcesz mnie upić!- krzyknęła kiedy wampir nalewał jej kolejny kieliszek, ale zaraz potem zaczęła się śmiać.
 -Ja??? Ależ skąd...?- dziewczyna przymrużyła oczy.- A jeszcze tego nie zrobiłem?- spytał z niewinnym uśmieszkiem.
 -Cham!- krzyknęła i walnęła go w ramię poduszką leżącą na kanapie.
 -Miło mi.
 -Wiesz, nigdy nie przypuszczałam, że można z tobą normalnie pogadać- powiedziała po namyśle i upiła łyk wina z kieliszka.
 -Nawet nie wisz ile to dla mnie znaczy, zwłaszcza z twoich ust...
 Zaczął przybliżać swoją twarz do jej. Słyszał jej przyspieszony oddech i bicie serca.
 -Klaus my... Nie możemy...
 -Przecież oboje tego chcemy.
 -No tak, ale...
 -Ha!- ucieszył się.
 -A tobie co?
 -Nic, poprostu przyznałaś się w końcu, że chcesz- odparł z triumfalnym uśmiechem.
 -A ty nawet w takiej chwili nie umiesz być poważny?
 -W takiej czyli w jakiej?
 -Idiota- prychnęła.
 Na to przybliżył się do niej i pocałował nie czekając na pozwolenie. Zaskoczyło go, że odwzajemniała pocałunki i to z jeszcze większą pasją. Bał się, że to tylko sen, że zaraz się obudzi i powróci szara rzeczywistość, w której wszyscy, łącznie z Caroline go nienawidzą.
 Podniósł ją, ani na chwilę nie odrywając swoich ust od jej i zaniósł do sypialni. Ściągnął jej koszulkę, składając pocałunki na jej rozpalonych ramionach, biuście i idealnie płaskim brzuchu. Blondynka nie pozostając mu dłużna rozpięła jego koszulę i wodziła ustami po jego klatce piersiowej. Po chwili oboje byli pozbawieni ubrań... i stało się.
________________________________________________________
Jedyny komentarz jaki mam do tego rozdziału to: przepraszam, że nie umiem pisać. 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rozdział 24


Rozdział 24
 -Hej- powiedział Damon, kiedy znalazł się w Grillu i usiadł naprzeciwko Caroline. 
 -Dlaczego chcesz na to pozwolić!?- krzyknęła.
 -Ale na co?
 -Nie wiesz!? Na to, żeby ona umarła, jak możesz kurwa, no?! Powinieneś się starać jakoś to wszystko odkręcić...- mówiła chaotycznie.
 -Elena nie umrze- powiedział wampir.
 -Co? Jak nie umrze, przecież mi mówiła...
 -Nie umrze, bo to ja umrę.
 -Ale... Ale Damon, czemu ty już z góry założyłeś, że nic się nie da zrobić? Trzeba szukać jakiegoś rozwiązania... Powiedzieć Bonnie...
 -Napewno nie Bonnie. A po drugie, rozmawiałem z Tatią i ona przez stulecia szukała czegoś, żeby jej potomkinie nie musiały przeżywać tego co ona. Ale niestety, nie ma sposobu, żeby to ominąć.
 -Ale Elena musi żyć...- wyjąkała.
 -Będzie. Nie martw się Caroline.
 -Ale wtedy ty...
 -Ja już się nażyłem. A, i plis, nie mów Elenie, o tym, że to ja chcę... 
 -Dobra...  A i mam jeszcze jedną sprawę... Czemu nie chcesz się ożenić z Eleną?- spytała. Chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale nie za bardzo wiedział co. 
 -To nie tak, że nie chcę...- wydukał w końcu. 
 -A niby jak!? Ona mi tu prawie płacze, że ci na niej nie zależy a ty co!? Powinieneś się trochę bardziej o nią postarać! To, że jesteście razem, nie znaczy, że tak będzie już zawsze!
 -No to co ja mam niby zrobić!?
 -Oświadczyć się jej!
 -No... Dobrze, ale czy ona w ogóle tego chce, czy chce poprostu świadomości, że zrobię wszystko co ona wymyśli?
 -No chce idioto! I co mi po tym, że ty jej się teraz oświadczysz, jeśli tego nie chcesz i robisz to z przymusu!?
 -Ale ja chcę, tylko...
 -To czemu jej wczoraj powiedziałeś, że nie chcesz?
 -Nie powiedziałem, że nie chcę, tylko że to ja powinienem zaczynać ten temat.
 -To czemu nie zaczynałeś?
 -No nie myślałem jeszcze o tym. Myślałem, że taki związek narazie nam wystarczy. 
 -Mi by wystarczył, ale wiesz jaka ona jest. 
 -Jest cudowna. A i Caroline, ja już pójdę. 
 -No idź ją uszczęśliwiać, idź. Ale szczerze... Nie chcesz tego robić, nie?
 -Nie, ale kocham Elenę i jeśli to ją uszczęśliwi to zrobię to z przyjemnością. 
 -Matko, Damon, czemu nie ma więcej takich jak ty?- spytała z rozżaleniem. 
 -Bo ja jestem jedyny w swoim rodzaju- odparł z dumnym uśmiechem. 
 -No weź mnie chociaż nie dołuj... Ja to nigdy nie znajdę faceta...- powiedziała z miną jakby miała się rozpłakać. 
 -A Klaus?
 -WTF!?!?!?!?- krzyknęła oburzona.
 -No co? To, że go nie trawię to jedno, ale... Musze przyznać, że jesteśmy trochę podobni do siebie charakterem. A on chyba do ciebie coś czuje...
 -Żartujesz!? On jest dupkiem, a ty...
 -Ja też- przerwał jej.
 -No tak, ale ty w dobrym znaczeniu. 
 -Wiem. Jestem taki idealny. 
 -Ten idiota przespał się ze mną i to w ciele Tylera! Gdyby mu na mnie zależało, to by tego nie zrobił...
 Damon chciał coś odpowiedzieć, ale w jego kieszeni zawibrował telefon.
 -Tak skarbie?- spytał.
 -Kiedy wrócisz? Nudzi mi się...
 -Już kochanie, zaraz będę- odparł.- Ja już muszę spadać. Pa Caro!
 -Pa i... Pamiętaj co ci powiedziałam!- pogroziła mu palcem. 
 -Oczywiście- powiedział i wyszedł z Grilla. Tak naprawdę miał już kupiony pierścionek, na wszelki wypadek, ale wtedy jeszcze nie wiedział, czy tego chce. Teraz był pewny. Może nie tyle pewny, co zdecydowany, że to zrobi. Jeśli to ma uszczęśliwić jego miłość. I do tego jeszcze noc poślubna... Mmmm...
 Właściwie nie wiedział czemu, ale nie widział siebie w roli męża. Kiedyś- owszem, marzył o rodzinie, dzieciach.... Ale to wszystko się zmieniło, kiedy został wampirem. Teraz odpowiadał mu namiętny związek, niepewność jutra, a kiedy się pobiorą, wszytsko stanie się jasne i będzie musiał być odpowiedzialny. I tak już się zmienił w "lepszą wersję Stefcia"- jak to on określał. Jednak bał się, że małżeństwo przyniesie... Taką rutynę. 
 Nawet się nie zorientował, kiedy stał już pod domem. Wysiadł z samochodu i wziął głęboki oddech. Wbiegł do domu i zapukał do drzwi ich wspólnej sypialni.
 -Proszę- powiedziała wampirzyca. 
 -Hej kotku- odparł Damon.
 -Nareszcie jesteś...- mruknęła i uwiesiłamu ręce na szyi, a on objął ją za talię. - Jak tam u Caroline?
 -A dobrze...- odparł.- Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć... Dlaczego się śmiejesz!?- spytał zirytowany.
 -Bo kłamiesz!- odpowiedziała.- Powiedziałeś, że idziesz do Ricka, zanieść mu jakąś tam książkę! Gdzie ty w końcu byłeś!?
 -No spotkałem się z Caroline, ale czemu się tak denerwujesz? 
 -Bo ci nie wierzę!- krzyknęła
 -Trochę więcej zaufania...- próbował się uśmiechnąć, żeby załagodzić sytuację. 
 -Więc czemu powiedziałeś, że idziesz do Ricka?!
 -Bejbi, bo Caroline... No, chciała, żeby ci nic nie mówić... Ale spotkałem się tylko z Caro, przysięgam!
 -A po co niby!?
 -Bo ona miała do mnie pretensje, czemu ci się nie oświadczyłem!- wypalił i kiedy zorientował się co powiedział, spuścił wzrok.
 -I co? Teraz oświadczysz mi się tylko dlatego, że Caroline ci tak powiedziała?!
 -A może w ogóle tego nie zrobię? Zawsze liczy się tylko to co ty chcesz!
 Wampirzyca prychnęła i odwróciła się do wyjścia.
 -Ej, kochanie, przepraszam...
 -Właśnie udowodniłeś jak ci na mnie zależy.
 -Gdzie pójdziesz?
 -Do Bonnie! 
 -Elena...
 -Nie Damon! 
 I wyszła. Damon nie wiedział co robić, nie będzie jej szukać przecież na siłę... Da jej trochę czasu i kiedy wróci to z nią porozmawia.
 [Next Day]
 Całą noc plotkowały z Bonnie. Elena wyżaliła jej się na Damona, a Bonnie odziwo powiedziała, że "Damon to naprawdę fajny facet i powinnać go docenić". Sama już nie wiedziała co myśleć. Raz najchętniej by się pozabijali, a teraz go broni!? Bez sensu.
 Wracając do rzeczywistości, Elena siedzi teraz z Bonnie i Caroline na hiszpańskim. Nagle w kieszeni zawibrował jej telefon. Szybko się rozłączyła.
 Następnie przyszedł SMS. Od Damona.
 Gdzie jesteś? I będziesz dzisiaj w domu?
 Westchnęła.
 Będę. I jestem w szkole tłumoku! <takie coś, czego ty pewnie nie zdałeś> ...
 Dzięki, wiesz, naprawdę... ;P
  [5h później ;P]
 Elena stanęła w progu swojego domu. Wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa z Damonem, ale chciała się z nim pogodzić za wszelką cenę.
 -Damon?- spytała.- Ja przemyślałam sobie to wszystko i... Chciałam cię przeprosić. Masz rację, zachowuję się jak rozkapryszony bachor, wszystko zawsze musi być po mojej myśli i w ogóle nie słucham ciebie, a jak chcesz coś innego, to się obrażam..
 Wampir znalazł się przed nią i odgarnął jej włosy za ucho.
 -Skarbie, teraz ja ci coś powiem. Ja też przemyślałem sobie to wszystko. Kocham cię, najmocniej na świecie. I zrobię wszystko by cię uszczęśliwić... I doszedłem do wniosku, że ja też tego chcę...- powiedział, a dziewczyna spojrzała się na niego zdziwiona. Sam nie wiedział, że to będzie takie trudne. Gdzie ta pewność siebie? 
 Ukląkł przed nią i otworzył czerwone zamszowe pudełeczko z pierścionkiem. Elena wstrzymała oddech. Można było usłyszeć szybkie bicie jego serca. Czuł, że gdy się tylko odezwie, głos zacznie mu drżeć. 
 -Eleno Gilbert, czy uczynisz mi ten zaszczyt i poślubisz mnie?- spytał łamiącym się ze stresu głosem. 
 Brunetka zamarła i przeszukiwała zakamarki pamięci w poszukiwaniu odpowiedzi...
___________________________________________________
Dadadadammmmm.... ^^ Zaskoczyłam Was? Mam nadzieję *.* Najpierw może wyjaśnię, dlaczego wczoraj nie dodałam?
Miałam dodać, ale: przypomniało mi się, że nie zrobiłam matmy. A kiedy już ją zrobiłam było za 10 20. A akurat wtedy na TVP1 leciał magazyn Szlachetnej Paczki, zamierzałam to olać, ale jak zobaczyłam kto się wypowiada to musiałam zostawić <3 <wskazówka kto: mam tego kogoś w awatarze na gg> ^^ A potem od 20:00 była Kobieta Kot, a jest to 1 z 4 moich ukochanych filmów, więc nie było mowy nie obejrzeć :D
A oto pierścionek zaręczynowy Elki <3

Mam nadzieje, że nie zawiodłam Was tym rozdziałem. Następny już na 100% pojawi się w terminie :D Pozdrawiam :D
KOMENTUJCIE!!! ;**********

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 23




Rozdział 23
 Elena obudziła się w ramionach Damona. Spędzili wczoraj cudowną noc... Ach, z nim każda noc była cudowna! On był cudowny! Jedyny, wyjątkowy i tylko jej...
 No właśnie. Nie rozmawiała z nim wczoraj o ślubie, bo po co znowu drążyć ten temat? Skoro dla niego ślub nie ma żadnego znaczenia i nie chce, więc... Po co? Nie będzie mu przecież kazała się z nią orzenić! 
 Właśnie dostała SMS-a od Caroline:
 Przejdziemy sie na zakupy? Musze kupic jakas kiecke na bal absolwentow :) Plisssska ;***
 OK ;)- odpisała niechętnie Elena. Ostatnie o czym marzyła to wyjście na zakupy. I to jeszcze z Caroline! Jest świętną przyjaciółką, ale... Na zakupach jest strasznie męcząca. 
 Super! To o 12 pod galeria??? 
Yhym... *.*
 I na tym się skończyła ich jakże głęboka i ciekawa konwersacja. 
 Postanowiła się ubrać i wyszykować, została jej tylko godzina.  Po dokładnym przeszukaniu szafy zdecydowała się na niebieską koszulę i różowe jeansy i brązowe, zamszowe botki.
Potem weszła do łazienki wziąć prysznic. Po dziesięciu minutach wyszła i zaczęła się malować. Damon cały czas spał. Negle Elena wpadła na niecny pomysł. Wzięła do ręki swoją najbardziej cukierkową, różową szminkę i podeszła do śpiącego wampira. Zbliżyła szminkę do jego ust i chciała go pomalować, ale złapał ją za rękę.

 -Elena co ty robisz?- spytał zaspanym głosem.
 -Emmm.... Nic!- odparła i wybuchnęła śmiechem. Damon wyrwał jej szminkę i pomalował ją po twarzy.- No ej Damon co ty robisz!? Wiesz jak to sie ciężko zmywa!?- krzyknęła, ale widząc jego słodką minkę zmiękła i umyślnie pocałowała go w usta zostawiając różowy ślad szminki.
 -No weź!
 -Czyli mam cię nie całować?
 -Tego nie powiedziałem- odparł z uśmiechem.- A ty gdzie się wybierasz?- spytał widząc, że Elena jest już ubrana. 
 -Z Caroline na zakupy. Musi sobie kupić sukienkę na bal absolwentów... Może i ja sobie kupię.
 -Świetnie. Poszedłbym z wami, ale... Nienawidzę zakupów, więc zostanę w domu.
 -A szkoda, bo wiesz, pójdziemy do takiego sklepu z bielizną...
 -A to idę!
 -Nie, za późno. Przykro mi kochanie.
 -No ale weź!
 Dziewczyna zostawiła to bez odpowiedzi i poszłą zmyć szminkę z twarzy.
 -Pa- powiedziała i podeszła by pocałować go w policzek.
  I wyszła z domu. Wsiadła w samochód i pojechała pod galerię, gdzie czekała już na nią Caroline.
 -Hej- powiedziała.
 -Hej- odpowiedziała Elena.
 -To idziemy?
 -Jasne.
 Po około godzinie dziewczyny miały już wybrane sukienki. Chciały isć jeszcze na dalsze zakupy, ale stwierdziły, że odpoczną przy kawie. Brunetka przez cały czas była jakaś taka podłamana.
 -Ej, Eli, czemu jesteś smutna?- spytała Caroline.
 -No wiesz mam mały problem... Z Damonem...
 -Ten koleś to ma Problem na drugie imię. A tak poza tym, to jaki możesz mieć z nim problem? Jesteście w sobie zakochani do szaleństwa, tylko czekać, aż staniecie na ślubnym kobiercu, będziecie zawsze razem!
 -Tylko na tym polega problem. On nie chce ślubu.
 Caroline spojrzała na nią wielkimi oczami.
 -Jak to?? ON nie chce!? 
 -W sumie może to i dobrze. I tak zostało mi tylko kilka miesięcy życia więc...
 -Co kurwa!? Jak kilka miesięcy!?
 -Nieważne, Caro... I tak nie można już nic z tym zrobić...
 -Elena! Jestem twoją przyjaciółką i chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje! Jak może ci zostać kilka miesięcy życia, jesteś wampirem...- blondynka miała łzy w oczach.
 -To jest klątwa. Petrove, które znajdą miłość, stają przed wyborem: Albo zginiesz ty, albo osoba, którą kochasz. Wybór był prosty, Damon nie może umrzeć. Nie w takim celu, nie za mnie! Jak mogłabym żyć, ze świadomością, że zginął za mnie? Poprostu... Nie potrafię...
 -A jak Damon ma żyć ze świadomością, że stracił ciebie?
 -Nie wiem...
 -On już stracił wiele osób, naprawdę chcesz mu dodawać cierpienia?
 -Czyli uważasz, że to on powinien umrzeć?
 -Uważam, że nie powinniście się poddawać i szukać lekarstwa!
 -Na to nie ma lekarstwa. Tatia i Katherine też szukały i się nie udało.
 -Pytałaś Bonnie?
 -Nie chcę, żeby wiedziała. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. I proszę, nie mów nikomu.
 -Kto wie?
 -Ty, ja Damon i Tatia.
 -Aha- odpowiedziała Caroline. No bo co jeszcze miałaby powiedzieć?
***
 Damon wstał z łóżka około 14. Zszedł na dół. Wszedł do kuchni, gdzie czekała na niego krew w kieliszku, która wczoraj miała służyć za wino, ale jakoś tak się złożyło, że nie zdążyli go wypić. Opróżnił orazu dwa kieliszki. Usiadł w salonie na kanapie, zastanawiając się, co mógłby w taki piękny, słoneczny dzień porobić. Szczerze mówiąc, siedzenie w Grillu już go znudziło. Zwłaszcza gdy nie ma Ricka. No właśnie! Odwiedzi swojego biednego przyjaciela w szpitalu! Poszedł tylko się ogarnąć, wziął prysznic, ubrał się i pojechał do szpitala.|
 -Hej Meredith- przywitał się na wejściu z pielęgniarką.
 -Hej Damon. Ty do Ricka?
 -Nie... Do ciebie... Chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. Nie mogę bez ciebie żyć. Moje serce bez ciebie umiera...- powiedział całkiem poważnie.
 -A ty chory jesteś?- spytała Meredith z wyrazem twarzy <WTF>. 
 -Żartowałem- dodał Damon i zaczął się śmiać ze swojej zajebistości. 
 -Rick leży w sali nr sześć- powiedziała.
 -Wiem- odparł wampir i skierował się do sali nauczyciela.- Witaj Rick- powiedział i usiadł na niewygodnym krześle obok łóżka.
 -Hej Damon.
 -Co tam? Poza tym, że pewnie strasznie ci się tu nudzi...
 -A ok... Dzięki że przyszedłeś. Chciałem z tobą pogadać. 
 -Aha. A na jaki temat?
 -Bo mi się dzisiaj śniła Jenna.
 Damon spojrzał na niego ponaglająco.
 -I?- spytał w końcu.
 -I powiedziała, że będziemy potrafili ją ożywić. Oczywiście z pomocą Bonnie.
 -No to czemu jesteś taki przybity? Ciesz się, twoja dziewczyna wraca do żywych! A właśnie... Co z Meredith?
 -No własnie. Nad tym się zastanawiam. Przecież nie mogę jej tak poprostu zostawić, była ze mną w ciężkich chwilach, kiedy byłem samotny, kiedy byłem chory psychicznie...
 -Jakbyś teraz to nie był- prychnął Damon.
 -Dzięki. Naprawdę bardzo się cieszę, że bierzesz na poważnie moje problemy i chcesz mi pomóc. 
 -Sory. Czyli co, zastanawiasz się, czy ją w ogóle ożywić, tak?
 -Nie. To oczywiste, że ją ożywię. Nie mogę myśleć tylko o sobie, przecież Elena i Jeremy bardzo jej potrzebują. A co zrobić z Meredith i Jenną pomyślę... Kiedy już będzie po wszystkim.
 -A jak niby ma wyglądać to ożywianie?
 -Jestem z nią połączony, na podstawie tego snu. Wiesz, czasami osoba zmarła przychodzi do osoby, którą kocha i wtedy ta osoba może ją ożywić. Bonnie musiałaby mnie przenieść do tych... Zaświatów, w których jest Jenna. Wtedy ja mam z nią wrócić, czy jakoś tak.
 -Łał. To jest mocno pogmatwane. Ale chcesz, żeby ona wróciła?
 -Pewnie, że chcę.
 -Kochasz Jennę?
 -Kocham.
 -Bardziej niż Meredith?
 Milczał.
 -Ludzie, czy u was to niezdecydowanie jest rodzinne!?
 -Ale ja nie jestem spokrewniony z Eleną. 
 -To co, ale z nią mieszkasz i to wszystko przeszło teraz z niej na ciebie.
 -Ciekawa teoria.
 W tej chwili do sali weszła Meredith.
 -Jak się czujesz Rick?
 -Świetnie. Dzięki.
 -Czy ty wiesz, że ten idiota mi wyznał miłość!?- spytała ze śmiechem wskazując na Damona.
 -Te, chamie, nie poczułeś się? Dziewczynę mi odbijasz?
 -Oj no wiesz... 
 Po chwili całe towarzystwo się śmiało. Pogadali jeszcze chwilę, a potem Damon wyszedł. Dostał SMS-a od Caroline. Mieli się spotkać za godzinę i nie mówić nic Elenie.
 ***
 Elena siedziała w swoim pokoju. Właśnie wróciła z zakupów, jej sukienka wisiała na wieszaku i prezentowała się w całej okazałości. Czekała tylko na Damona. Nie wiedziała czemu nie było go w domu, czy on chociaż raz nie mógł poczekać?
 -Kochanie- powiedział Damon w progu pokoju.- Wróciłem, ale zaraz będę musiał znowu iść- powiedział smutnym głosem.
 -Czemu?- jęknęła.
 -No bo... Bo Alaric mnie prosił, żebym mu zaniósł... Tą, no... Książkę! 
 -Jaką?
 -Nie wiem, leży podobno na jego biurku.
 -Aha. No to ja pójde z tobą.
 -Nie! Ja pójdę sam.
 -Czemu?
 -Ja... Bo... Bo nie potrzebnie będziesz się fatygowała, zostań w domu, ok? Ja niedługo wrócę- powiedział po czym pocałował ją w policzek i wyszedł.
________________________________________________________
Od teraz będą krótsze rozdziały, bo nie mam weny -.-' ... A jakbym miała robić dłuższe to bym nie zdążyła. Bardzo ucieszył mnie ogrom komentarzy pod ostatnim rozdziałem <ironia> ;D Zastanawiam się, czy to jeszcze ma sens... Jestem bardzo przywiązana do tego bloga i do pisania, ale... Chciałabym stworzyć coś swojego ze swoimi bohaterami, a ja nie potrafię pisać dwóch opowiadań jednocześnie, bo zawsze mi się któregoś odechce. Ale nie mogę teraz tak poprostu tego skończyć ;) Dokończę to co zaczęłam. :)
Pozdrawiam kotki ;*******
Ps. Z głosowania wyszło, że chcecie te zdjęcia w rodziale :) Więc proszę bardzo :D